Specjalnie dla czytelników Rogalika, księgarnia internetowa Gandalf przygotowała wielkanocny konkurs.
W konkursie może wziąć udział każdy, kto w komentarzu pod tym wpisem napisze o…
swojej ulubionej książce z przepisami kulinarnymi
(o takiej, którą ma lub chciałby mieć). Może znajdzie się wśród nich jakaś interesująca książka z wielkanocnymi smakołykami? Wybór pozostawiam Wam.
Ze wszystkich Waszych komentarzy wybiorę 3, których autorzy otrzymają bon zakupowy do wykorzystania w księgarni Gandalf. Bony mają wartość 50, 40 i 40 złotych.
Konkurs trwa 7 dni (do poniedziałku do godziny 23:59). We wtorek 10 kwietnia ogłoszę wyniki.
Księgarnia Internetowa „Gandalf” powstała w marcu 2004r. w Łodzi. Obecnie do dyspozycji Klienta jest ponad 180 tysięcy produktów: książki właściwie z każdej kategorii tematycznej, począwszy od romansów i literatury pięknej, poprzez poradniki, albumy, a skończywszy na reportażach, publikacjach naukowych i podręcznikach. Ponadto, bogaty wybór filmów, szereg puzzli, największych światowych producentów, szeroki wachlarz książek audio a także e-książki i e-książki audio. Klienci mogą kontaktować się z księgarnią na dowolnie wybrany przez siebie sposób, żeby dowiedzieć się chociażby szczegółów dotyczących danego produktu czy prześledzić realizację swojego zamówienia.
Wraz z Gandalfem zapraszam Was do zaczarowanego świata książek i na stronę www.gandalf.com.pl
37 komentarzy
Lubię czytać, więc się zgłaszam:)
Moją ulubioną książką kulinarną jest od pewnego czasu książka „Kuchnia Neli” Anieli Rubinstain. Prócz przepisów są tam wspomnienia, fajne opisy. Ksiązka nie zawiera zdjęć, ale cieszę się,że ją mam. Jak szukam jakiegoś przepisu to najpierw myslę: ciekawe co na to powie Nela ;).
Przyjaciółki namówiły mnie na jej kupno i nie żałuję, jest świetna!
Drugą ulubioną jest Nigella Lawson „Jak być domową boginią”. Jest to pierwsza ksiażka Nigelli jaką posiadam. Nie fascynowała mnie nigdy pani Lawson,ale tę pozycję bardzo chciałam mieć. Jest świetna! Mnóstwo tam fajnych przepisów na naprawdę wspaniałe, smaczne i proste ciasta, desery,ciasteczka i nie tylko.
Moją ulubioną książką kulinarną jest książka Jamiego Olivera „Każdy może gotować’.
Iście fenomenalna pozycja, to właśnie dzięki tej książce oraz jej autorowi zawdzięczam to gdzie teraz jestem, a jestem.. w kuchni. Może brzmi to śmiesznie, ale pokonałam krętą, trudną drogę, nauczyłam się gotować i bardzo to lubię.
Gdy sięgam po wyżej wspomnianą książkę od razu poprawia mi się humor, ten nieco roztrzepany kucharz-celebryta potrafi wywołać w człowieku endorfiny, każdy jego przepis działa na mnie tak jak tabliczka czekolady :)
Nie mam zbyt wielu książek kucharskich ,chyba tylko 4 i nawet nie korzystam z przepisów kropka w kropkę ,tylko szukam inspiracji …. albo jak co się robi :) Dlatego muszę napisać ,że najlepszą książką kucharską jest moja półka w kuchni – półka kucharska :) A ulubiona książka w niej to „Moje Obiady” J.Olivera ,a dlaczego .. ? Bo podaje świetne porady i niewymagające przepisy ,ale nie oznacza to że są nudne i staaaare ,wręcz przeciwnie – zachwyca mnie na każdej stronie :) No to chyba tyle :P
„Książka poniekąd kucharska” Joanny Chmielewskiej – przepisy przeplatane anegdotkami z życia pisarki, napisana z poczuciem humoru właściwym dla… :) To nie tylko suche przepisy, ale też cała ich historia ;)
chyba ulubionej jeszcze nie mam u siebie – chciałabym taką książkę z przepisami na wykorzystanie różnych dzikich darów natury. I nie tylko z przepisami, ale także z dokładnymi zdjęciami każdej rośliny, grzyba czy owada. Niby coś tak na rynku jest w tym temacie, ale mało dokładne, słabe zdjęcia albo tylko rysunki… a mnie się marzy taka duża wielka księga żeby w niej było dużo zdjęć, dużo pomysłów na wszelakie zielsko i to co można zebrać w lesie czy na łące. Eh, pomarzyć – piękna rzecz :D Czytałabym sobie, oglądała a potem brała kosz i szła przed siebie żeby nazbierać, popróbować, przerobić…. ale się rozmarzyłam!
Najczęściej korzystam z książek Jamiego Oliviera ALE moja ukochaną książka, do której wracam rok rocznie jest „Nigella Świątecznie”. Żadna z książek jakie mam na półce nie ma takiego klimatu, takich nastrajających świątecznie zdjęć i wreszcie takich przepisów przepełnionych magią tego czasu. Uwielbiam tak jak i serię telewizyjną pod tym samym tytułem.
Wyjątkowa książką jest tez dla mnie „Kuchnia z Zielonego Wzgórza” choć nie wykorzystałam z niej jeszcze żadnego przepisu ale przeczytałam od deski do deski. Ma wyjątkowy nastrój. Barwnie opisuje co i jak przyrządzała autorka Ani z Zielonego Wzgórza.
Pozdrawiam serdecznie.
Najulubieńszą z ulubionych moich książek jest po prostu „Książka kucharska dla samotnych i zakochanych”. To z niej uczyłam się podstawowych przepisów czy w ogóle technik, których niestety nie wyniosłam z domu. Wszystko w niej jest wyłożone w sposób co najmniej łopatologiczny, przepisy nie są zbyt skomplikowane, a dania nie mają szansy się nie udać, co daje wiarę we własne możliwości. To zachęciło mnie do szukania kolejnych, bardziej złożonych receptur, dlatego śmiało mogę powiedzieć, że Henryk Vitry i Maria Lemnis są mi najbliżsi jeśli chodzi o przygody kulinarne. Po prostu – korzenie.
Moja ukochana książka o tematyce kulinarnej to od dawna „Pod słońcem Toskanii” Frances Mayes. Nie jest to może książka kulinarna, choć jest tam kilka przepisów, ale od pierwszego razu kiedy ją przeczytałam zakochałam się w Toskanii i we włoskich smakach. Pamiętam jak klimat tej książki sprawił, że zupełnie inaczej spojrzałam na jedzenie, zaczęłam bardziej doceniać nie tylko jego smak, ale też zapach, wygląd. Sposób w jaki autorka opisuje doznania kulinarne jest tak niesamowicie obrazowy, że po lekturze nic już nie smakuje tak samo :) Gdybym miała wskazać jeden smak, który kojarzy mi się z tą książką to byłby to smak dojrzałych, soczystych i słodkich pomidorów zerwanych prosto z krzaka.
Moje ulubiona ksiazka kucharska to:
„POTRAWY Z ROZNYCH STRON SWIATA” Macieja E. halabanskiego z 2000 roku. Autor ksiazki zaprasza do kuchni z roznych stron swiata np. kuchnia szwedzka, francuska, egipska, tajlandzka, wietnamska itp. Jest tu wielki wybor przepisow np. na placek z daktylami „Dzamilah” z Algerii, ktory pieke jako mazurek na swieta,a pieklam go juz w latach 70-tych / przepis dostalam od zony armatora algierskiego/.
Druga moja ulubiona ksiazka to ksiazka z serii Biblioteczka Poradnika Domowego „Przepisy czytelnikow – Potrawy na Wielkanoc” nr 3/97. Jest to ksiazka z ktorej korzystam przygotowujac potrawy na Wielkanoc jak np. salatka z jaj i kukurydzy,salatka z jaj i krewetek, mazurki, pascha klasyczna / z mleka, szklanki kwasnej smietany, jaj/. Po stanie ksiazki widac,ze jest czesto uzywana, bo kartki nie byly zszywane ale sklejane. szkoda.
Moja ulubiona ksiazka kucharska to „Best of Bill. The Ultimate Collection of Bill Granger’s Recipes”. Jest to niedawno wydana ksiazka, ale zawiera dobry zbior przepisow tego autora. Bill jest bardzo znany w Australii jako dobry ‚kucharz’.Przepisy sa proste i skladniki latwo dostepne (przynajmniej w Australii). Ulubiony przepis mojego meza to Aromatyczny kurczak z salatka ogorkowo-orzeszkowa. Wlasnie wyslal mi maz emaila zeby go dzisiaj przygotowac :))
Kiedy tylko ją zobaczyłam, wiedziałam od razu – ta książka musi być moja! „Ciasta, ciastka i takie tam” Agaty Królak uzależniły mnie już od pierwszego przepisu;) Ta niezwykła książka kucharska, ni to zeszyt, ni pamiętnik w stylu retro, przypomina wszystkie smaki dzieciństwa. Ponad siedemdziesiąt przepisów doprawionych starymi zdjęciami, ręcznymi dopiskami, kolażami i rysunkami. Strony pachną rodzinnym ciepłem, kuchnią babci, a nad nimi unosi się genius loci, duch dawno nie odkurzanych wspomnień. Jeśli dodać do tego czcionkę wiekowej maszyny do pisania i zachowaną oryginalną pisownię receptur, wyjdzie prawdziwy cymes! Wszystkie receptury sprawdzono nie raz, i nie dwa, więc nie ma obaw, że coś nie wyjdzie. Wiele z nich pamiętam z dzieciństwa i choć widnieją pod inną nazwą, to smakują równie wyśmienicie (Rafaelo, Błotnik, Stopa łobuza, Kleksy, a poza tym różne baby, ciacha i słodkości). Przepisy nie są skomplikowane, często wystarczy dolać, dosypać i wymieszać, wstrząsnąć i poklepać, włożyć do nagrzanego piekarnika a potem wyjąć i już. Wypróbowałam już kilka i potwierdzam – nie ma się czego obawiać!
Autorka przyznaje, że książka powstała przez przypadek (zbawienny!). Złożyły się na nią miłość do słodyczy, starych zdjęć i rysowania, gotowania, okruchy wspomnień i pewne śmietnikowe znalezisko. I chyba rzecz najważniejsza – zeszyt ukochanej Babci Irenki, która skrupulatnie notowała przepisy na rozmaite pyszności. Za każdym razem kiedy sięgam po „Ciastka…” odbywam sentymentalną podróż, z której wracam bogatsza o niezwykłe doznania kulinarne i odnalezione wspomnienia. Przypomniało mi się na przykład, jak to w dzieciństwie po wysłuchaniu bajki o „Jasiu i Małgosi” zapragnęłam posiadać na własny użytek chatkę Baby Jagi. Wycinałam więc z gazet zdjęcia i rysunki różnych słodkości a potem przyklejałam je na wyciętą z kartonu chatkę.
Reasumując: książka jest pod każdym względem wyborna. Jest ucztą dla wzroku i kubków smakowych. I przede wszystkim niesamowitą inspiracją! Nabrałam ochoty na samodzielne wykonanie podobnej książki: zdążyłam zgromadzić całkiem pokaźny karton różnych karteluszek, pożółkłych odręcznych zapisków i pocztówek z przepisami. Mam też starą, zakurzoną maszynę do pisania i znalezione niedawno dziecięce rysunki. Kto wie, co uda mi się upitrasić?:)
Właściwie w domu nie mam żadnej prawdziwej książki kucharskiej – nie licząc dwóch książeczek z przepisami na Święta Bożego Narodzenia z jakiejś gazety i „Smaki i smaczki„ na płycie CD. Prowadzę swój mały zeszyt, w którym umieszczam głównie przepisy na udane wypieki. Brakuje mi tam tylko zdjęć. Dlatego marzy mi się prawdziwa Książka Kucharska. Uwielbiam program kulinarny Ewy Wachowicz i dlatego chciałabym mieć książkę jej autorstwa „Ewa gotuje”. Nieraz robiłam jakiś z jej przepisów i wszystkie świetnie wychodziły. Polecam jej „piszinger” z wafli i budyniu. Bardzo smakowity. Poza tym ta kobieta wyszukuje niestandardowych potraw, jak i dobrze się odnajduje w polskiej kuchni regionalnej.
Moją ulubioną książką kulinarną jest ,,Speciały” siostry Anastazji.
Dlaczego jest moją ulubioną ?
Dlatego,że nie jest jak wszystkie inne oklepane książki kucharskie. Ma w sobie takie coś co przyciąga gotującego( w tym przypadku ja). Nigdy się na tej książce nie zawiodłam .Kiedy na prawdę nie mam pomysłu co zrobić na obiad lub kiedy mają przyjechać goście zawsze sięgam po tą książkę. I mogę powiedzieć z czystym sumieniem,że NIGDY mnie nie zawiodła . Zawsze można w niej znaleźć coś dla siebie zaczynając od potraw obiadowych, kończąc na różnorakich plackach i ciastkach. Książka ta oprócz tego ,że zawiera przepisy , ma przykładowe zestawy obiadowe jakie można podać w trakcie przyjęć. Obecnie mam dwie książki siostry Anastazji i są one niezbędnymi rzeczami w mojej kuchni. Gorąco polecam te książki wszystkim ,lubiącym gotować w kuchni ! ;)
j korzystam z książek wydanych przez wydawnictwo WAM z przepisami siostry Anieli.Zawsze byłam ciekawa jak gotują w klasztorach i jakie mają przepisy.O kuchni zakonników i zakonnic krążyły zawsze legendy.Pierwszą książkę kupiłam z ciekawości.Zaczęłam piec cista,gotować wzorując się na tej książce.Wychodziło wspaniale.Zaczęłam kompletować książki z jej przepisami.Teraz korzystam z nich niemal codziennie/ciacha-niebo w gębie/Jak mi coś nie wychodzi to mruczę sobie zła-oj Anielko-narozrabiałyśmy i zaraz wychodzi lepiej.Jestem ateistką preferującą klasztorną kuchnię-dobre-co?
Zdecydowanie moim numerem jeden i książką, która niejako wprowadziła mnie w ten niezwykły świat kuchennej magii była książka „Kuchnia polska”, która można powiedzieć odziedziczyłam nie wiadomo po kim. Plątała się i plątała po domu, a kiedy wyszłam za mąż i wyprowadziłam się z rodzinnego domu – ona wyprowadziła się ze mną. Stara, z papierem cienkim, czasem z wytartym tuszem na kartkach, połamaną okładką wylądowała w którymś pudle i leżała tam, aż wymyśliłam zrobić bigos. Chciałam żeby był taki prawdziwy, aromatyczny, więc szukałam przepisu w Internecie, ale wtedy przypomniałam sobie o tej książce. I choć pełno w niej dziwnych składników, przypraw, czy nazw, których nie zdarzało mi się nigdy wcześniej słyszeć, bigos wyszedł na 5! I tak odkryłam, że umiem zrobić coś innego niż ziemniaki i schabowego :)A dziś co rusz próbuję nowych rzeczy i smaków. Czasem zrobię coś na widok i zapach czego ucieka nawet pies sąsiadki, a czasem stworzę kulinarny majstersztyk :)I może gdyby nie ta książka, stara, pożółknięta dalej bałabym się spróbować przygotować „coś trudnego”. A dziś czuć już boski aromat marynowanego schabu wg. własnego przepisu, mazurek „odpoczywa” już pięknie udekorowany migdałowymi baziami, a w piekarniku własnie rosną koszyczki chlebowe. Kto wie, może ta książka pomogła odnaleźć mi pasję w życiu?
I jest na prawdę magiczna…
„Kuchnia wegetariańska” Ingi-Britty Sundqvist. Mieszkam z przyjaciółka wegetarianką, mój chłopak również nie przepada za mięsem, także siłą rzeczy musiałam poszukać książki pełnej przepisów wegetariańskich. Mimo początkowego sceptycyzmu muszę powiedzieć, że przepisy są prześwietne. Niezbyt skomplikowane i łatwe do zmieniania kiedy w lodówce nie mamy czegoś możemy zastąpić dany składnik czymś innym ;)
Dawno, dawno temu (kiedy byłam jeszcze małą, rozkapryszoną i niesforną dziewczynką) nie cieszyłam się na myśl, by pomagać mamie w świątecznych przygotowaniach. A trzeba wam wiedzieć, że właśnie zbliżały się święta Wielkanocne. Na samą myśl o gotowaniu, smażeniu i pieczeniu przechodziły mnie ciarki po plecach.
Moja kochana babcia wpadła na niesamowity pomysł. Z szuflady, do której od wielu lat nikt nie zaglądał, wyjęła książkę. Babcia oznajmiła mi, że w tajemniczej szufladzie trzyma swoje skarby. A książka, którą właśnie trzymałam w rękach dostała od mamy. „Kuchnia polska” Fedak Alina – przeczytałam. Cóż wielkiego? Zwykła książka z przepisami kulinarnymi. Nie chcąc robić babci przykrości podziękowałam za książkę i rzuciłam ją na łóżku w sypialni, a sama poszłam się bawić na dwór. Gdy wróciłam wieczorem ostrożnie przyglądałam się owemu podręcznikowi. Usiadłam wygodnie na łóżko i delikatnie otworzyłam ją na pierwszej stronnicy. Nagle z książki zaczął wydobywać się złoty pył, który rozprzestrzenił się po pokoju. Zachęcił mnie do pomocy mamie w przygotowaniach. „Kuchnia polska” miała wiele ilustracji – co jako dziecko było dla mnie największą atrakcją. Podczas oglądania fotografii aż zachciało mi się jeść. Stwierdziłam, że gotowanie wcale nie musi być takie nudne. Poszłam do kuchni i zrobiłam swoje pierwsze danie – spaghetti.
Książka Aliny Fedak towarzyszyła mi przez całe życie. Gdy nie miałam pomysłu na obiad, zaglądałam do niej i zawsze coś znalazłam.
I tak o to „Kuchnia polska” odmieniła moje życie.
Przeczytałam wszystkie opublikowane dotychczas propozycje i jestem szczerze zdziwiona tym, że nikt nie przywołał jeszcze mojej ukochanej książki kucharskiej.
Ukochanej nie ze względu na przepisy (albo nie tylko ze względu na nie), ale przede wszystkim ze względu na historię i autorkę, moją ukochaną, cudowną i naj książką kucharską jest „365 obiadów” (w oryginale za 5 zł) autorstwa niesamowitej Lucyny Ćwierczakiewiczowej, zwanej również Ćwierciakiewiczową ze względu na oszczędność.
Ćwierczakiewiczowa była gwiazdą XIX- wiecznej Warszawy, emancypowaną rozwódką, dzielną, odważną i bardzo kreatywną. Robiła zawsze to, co uważała za słuszne, a nie to, co wypadało. Pisała i publikowała, wzywała kobiety do podjęcia pracy zawodowej i niezależności, co wówczas nie było zbyt popularną postawą :)
Jej książka kucharska (i inne książki, dotyczące np. „robienia kwiatów” czy porządków domowych) jest niesamowitym wspomnieniem czasów, które już przeminęły. Przepisy na pieczenie, desery, ciasta, pasztety i moje ulubione – leguminy :), są doskonałą okazją do poznania historii kulinarnej.
Czytać je można zresztą niekiedy z dużym uśmiechem, zwłaszcza, gdy przepis zaczyna się np. od „weź dwie kopy raków” :)
Polecam gorąco!!!
mam taką ukochaną książkę, która wielokrotnie czytałam w dzieciństwie. Opowiada ona o siostrach, którymi przez jakiś czas musiała zaopiekować się ciotka Zofia. Mieszkała ona nad cukiernią, którą zresztą prowadziła. Książka była bardzo ciekawa i przypadła mi bardzo do serca. Taka była ciepła, interesująca, ciekawa. W związku z miejscem pracy i zamieszkania ciotki, przeplatały się watki kulinarne. Po raz pierwszy zetknęłam się z taka powieścią. Ze zdziwieniem stwierdziłam, ze przepisy, które podaje ciotka swojej siostrzenicy, są prawdziwe i można upichcić coś pysznego, korzystając z nich. Nie pamiętam teraz, czy zrobiłam jakiś deser według tych przepisów, ale z lubością je czytałam.Ta smakowita książka to „cukiernia pod pierożkiem z wiśniami”.Moje córki mają teraz tyle lat, ile miałam ja czytając tę książkę, a mam ją do tej pory.
Moja ulubiona książka z przepisami to „Kuchnia Polska Potrawy regionalne”
Hanny Szymanderskiej (http://www.gandalf.com.pl/b/kuchnia-polska-potrawy-regionalne-a/ ). Książka pozwala nam zapoznać się z przepisami regionalnymi, które powoli zostają wyparte przez kuchnię innych krajów. Czytając przepisy z książki pani Hanny, zdałam sobie sprawę, że nie miałam pojęcia, że w naszym kraju są takie skarby kulinarne jak: salsefia smażona w cieście,skorzonera zapiekane,Jarmuż duszony z jabłkami, czakany, podpalaniec, strzępate gałuszki. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać co udało mi się już zrobić samemu i to co jeszcze przede mną. Znam kilka charakterystycznych potraw dla danych regionów Polski, ale ilość przepisów w tej książce imponuje bogactwem kulinarnym naszego kraju i zaskoczy nie jednego smakosza.Przyznaję, że wcześniej sama robiłam więcej posiłków pochodzących z innych krajów, ale dzięki tej książce zaczęłam więcej robić polskich potraw. Książka zachęciła mnie też do wypadów weekendowych w różne regiony kraju, celem kosztowania dobrego jedzenia w małych gospodarstwach agroturystycznych.
Ja mam dwie ulubione książki: starą i nową. Stara to książka należąca do mojej mamy. Polska kuchnia tradycyjna czy coś w tym stylu. Mama dostała ją z okazji swojego ślubu. Jako dziecko uwielbiałam ją oglądać i … kolorować w niej czarno-białe rysunki ;) Drugą ulubioną jest „Gotuj z Julią”, którą dostałam od rodziców z okazji mojego ślubu. Uwielbiam ją za świetne przepisy, dobre rady i … czarno-białe obrazki, które mam nadzieje, że w przyszłości też zostaną przez kogoś pokolorowane :)
Moja ulubiona książka kucharska to stara, z zażółconymi kartkami, niewydrukowana nigdzie – bo napisana – „książka” kucharska mojej babci. Napisane są tam przepisy na ciasta z margaryną „Palmą” i różnymi fajnymi dodatkami. To prawdziwy skarb, z którego korzystam zawsze przy wyjątkowej okazji:)
Ja, ponieważ jem oczami, uwielbiam książki kulinarne ze zdjęciami. Ostatnio jestem zachwycona książką, w której też są informacje dotyczące fotografii czyli „Ujęcia ze smakiem” Helene Dujardin. Bardzo podoba mi się ta książka, chociaż są o niej różne opinie. Są w niej bardzo ciekawe informacje i śliczne zdjęcia. Druga moja propozycja może troszeczkę banalna to „Ciasta na każdą okazję” do tej książki przepisy zebrała i opracowała Monika Jankowska-Kapica. W niej można znaleźć 100 przepisów na ciasta i ciasteczka no i oczywiście ładne zdjęcia.
Wesołych Świąt :)
Książka „Czekolada” Biblioteczka Smakosza to przepisy czekoladowe z czekoladą białą, gorzką, mleczną… Na zimno i na gorąco. To jedyna książka z przepisami, do której zaglądam co weekend. A przepisy robię po kolei :-) Jestem w połowie książki i wszystkie przepisy są przepyszne. Chciałabym mieć tak dobre książki dotyczącej każdej części kuchni. Warzyw, mięs, makaronów…
Moja ukochana książka z przepisami na wytłuszczone kartki, upstrzone wszelkimi produktami jadalnymi strony i jest zaczytania prawie na śmierć – to jakże boska „Książka poniekąd kucharska” Joanny Chmielewskiej, gdzie przepisy dla osób takich jak ja, czyli mało utalentowanych i w ciągłym niedoczasie, przeplatane są anegdotami z życia pisarki. Kto powiedział, że książka kucharska nie może rozbawić do łez?:)
Przyznaję – kucharką jestem nie za dobrą. Na dodatek ciągle zapominam, że coś gotuję. Choćby wczoraj… Święta Wielkanocne mocno zaakcentowałam… Wsadziłam synka do wózka i wyruszyliśmy na spacer i dopiero po powrocie jak otworzyłam drzwi mieszkania przypomniało mi się – gotowałam mu jajko… Po powrocie jajko było w całej kuchni w formie setek małych farfocli – na oknach, podłodze, suficie, ścianach… ot, tak sobie wybuchło ;)
Dlatego najlepszym rozwiązaniem są dla mnie posiłki, które mogę przygotować szybciutko, bo jak już z kuchni wyjdę to koniec! Do tego mój siedmiomiesięczny synek dość mocno mnie absorbuje, dlatego książką, którą bardzo chciałabym mieć jest „Nigella ekspresowo”. Zawsze lubiłam oglądać jej programy- jedzenie wygląda smacznie, jest ciekawe i wydaje się, że ich przygotowanie to ot, jak pstryknięcie palcami! W sam raz dla mnie :)
chcę mieć kolorową niespodziankę dzieciństwem pisaną
Uwielbiam gotować i stale wymyslac coś nowego i atrakcyjnego dla mojej bardzo dobrze jedzacej 5 osobowej rodzinki. Dlatego książki kucharskie zajmuja u mnie w domu sporo miejsca. Najbardziej jednak lubię książkę Bozeny Dykiel „Moje sekrety kulinarne, czyli jak robić, żeby się nie narobić” Jaki tytuł, taka książka. Przepisy są proste , zyciowe, bez wymyślnych składników i przede wszystkim wypróbowane przez autorkę. Bardzo dużo z tej ksiązki korzystam, a oprócz przepisów z przyjemnością czytam też różne historyjki z życia gwiazdy, która okazuje się być uroczą kobietą. Polecam!!!
Mam w swojej biblioteczce sporo książek z przepisami kulinarnymi. Jednak ulubioną jest „Kram z przysmakami” Maryty Morsztynkiewicz-Czermińska . Kupiłam ją na dworcu w księgarni z tanią książką i dobrze, bo umiliła mi długą podróż pociągiem. Nie jest to typowa książka kucharska, raczej zbiór anegdotek o jedzeniu i historyjek z nim związanych, przeplatanych smakowitymi przepisami.
Jedyną książką kucharską jaką posiadam – i dlatego moją ulubioną ;) jest książka „Kuchnia polska” Małgorzaty Caprari. Dostałam ją w prezencie Bożonarodzeniowym. Jest to książka z wieloma przepisami, dla każdego. Są w niej przepisy o różnym stopniu trudności, są też takie które zaczynają się od weź kostkę rosołową. Osoby, które uwielbiają gotować taki przepis od razu zmieszają z błotem. Bronię takich przepisów – gdyż są osoby, które wracają z pracy o 17 i mają ochotę na szybki krem z brokułów, a nie zupkę chińską, ale nie chcą i nie mogą spędzić nad garami kilku godzin. Takie są teraz czasy, że nie wszyscy mają czas na 2 godziny spędzone nad garnkiem, kiedy wracamy z pracy/szkoły przemęczeni, zziębnięci i głodni. Pięknie jest gotować od: „weź świeżo kupioną na targu kurę”, ale niestety to tylko może być (jak dla mnie) realizowane w weekendy. Książka ta poza tym ma wiele przepisów (ok 1500), wiele troszkę się powtarza, różniąc jednym składnikiem ;) ale i tak jest to pozycja warta posiadania. Ot po prostu całkiem niedroga książka, z wieloma przepisami, które uwzględniają i zmieniające się czasy (nie są więc archaiczne), ale też bierze pod uwagę, że Polska to nie jest kraj karczochów i świeżych ośmiornic. Polecam dla zapracowanych mam mających do ogarnięcia „cały, mały świat”.
Książki kulinarne nie są co prawda u mnie w 100% ciągłym użyciu, jednak uwielbiam przeglądać je w poszukiwaniu inspiracji. Wypełnione pięknymi zdjęciami, inspiracjami często nie tyle zachęcają mnie do zrealizowania konkretnego przepisu co wariacji na jego temat. Ostatnio taką książką są dla mnie „Kuchnie Świata” Gordona Ramsaya, które uwielbiam przeglądać wtedy gdy już nic nie przychodzi mi do głowy. Po takiej krótkiej sesji z ciepłą herbatą, muzyką i Gordonem na kolanach od razu w mojej głowie pojawia się jadłospis na najbliższe kilka dni.
Pora na moje męskie wyznanie, żeby nie było, że tylko ukochana płeć piękna posiada w swych zbiorach książki kulinarne ;)
Do Empiku zaglądałem tylko po gry, filmy, muzykę czy książki o bliskiej mi tematyce. Kulinarne omijałem szerokim łukiem. No bo po co mi przepisy na zupę czy dania z ziemniaków? Na szczęście mam kobietę, która kocha spędzać czas w kuchni (serio, nie kłamię!) i zawsze czaruje tam jakieś cuda. To było rok temu, zbliżały się Walentynki. Ot, oklepane święto zakochanych, a jednak sentyment się czuję. Kobieta powiedziała, że nie chce kwiatów. Ani kupionych czekoladek. Ani kupionego na prędce prezentu. Ma być INACZEJ. Kazała mi włączyć myślenie i sprawić, bym ją zaskoczył. A że ambitny człowiek ze mnie i jak to samiec nie przepuszczę okazji do zademonstrowania swej…ekhm wspaniałości to podjąłem się wyzwania. Właśnie wtedy, podczas jednej z wizyt w sklepie trafiłem na niepozorną książeczkę „Przysmaki z czekolady- ponad 100 wspaniałych przepisów”. Mała, bordowa, w twardej oprawie. Ze zdjęciami wywołującymi szybszą produkcję śliny. Przekartkowałem ją. Całość podzielona na kategorie: ulubione desery, lody i desery na zimno, ciasta, torty i babeczki, ciasteczka, czekoladki…na tort to bym się w życiu nie odważył, ale czekoladowy pudding chlebowy…lody czekoladowo-kokosowe…mus z białej czekolady… wyobraźnia ruszyła! (pragnienie słodkiego też…). Jest to książka wydawnictwa Paragon, kosztowała ok. 20zł i jak się później okazało była to jedna z najlepszych inwestycji w moim życiu.
Zaserwowałem Mojej Ukochanej bardzo słodkie walentynki! Był deser z rumem a po kolacji podałem panna cottę z sosem. Odebrało jej dosłownie mowę :D Dotąd to ona spełniała nasze słodyczowe zachcianki i chyba naprawdę nie spodziewała się takiego prezentu ode mnie.
Książkę oczywiście przechwyciła Ukochana, i od tego czasu dogadzamy sobie czekoladowo.
„Przysmaki z czekolady” polecam każdemu. Nawet tym, którzy uważają się za totalnych laików w kuchni. Nawet przeciętny facet, nie znający się na tym co to kokilka czy temperowanie czekolady (ha! Uczę się od mistrza) poradzi sobie z przyrządzeniem czekoladowych pyszności!
P.S. A książkę warto kupić chociażby dla samych fotografii,bo są genialne ;)
Książek kucharskim mam kilkanaście.Moimi ulubionymi kucharskimi książkami są obydwie części książek :”Pascal po prostu gotuj”.Niektóre przepisy nie typowe,ale łatwe w wykonaniu i smaczne.Lubię też Jamiego Oliwiera „Każdy może gotować”. Jednak mam też książkę,bez której od kilku lat nie mogę się obejść.To „Kuchnia włosko-polska i polsko-włoska dla początkujących „Małgorzaty Caprari. Dostałam ją w prezencie dlatego,że znajduje się w niej przepis na czekoladę kryzysową,którego długo szukałam( w wersji właśnie takiej jak w książce).
Choć przepisów w internecie jest bez liku to jednak lubię wertować karty książek kucharskich. Moja miłość do nich zaczęła się od książki „Nastolatki gotują” ,którą dawno,dawno temu dostałam od dziadka.Wtedy jako nastolatka nie umiejąca gotować z chęcią przygotowywałam potrawy z książki.
Każdą nowo wydaną książkę z przepisami widziała bym u siebie,lecz na razie muszę poczekać na remont kuchni w której powstanie specjalny regał na książki.Wtedy rzucę się na te pozycje,których nie posiadam a bardzo chciała bym mieć np. zestaw książek Nigelli Lawson. Będę rozpieszczała rodzinę i przyjaciół nowymi przepysznymi daniami i z dumą prezentowała mój kuchenno-książkowy regał :)
,,Niech go pani zaprosi na obiad, panno Emmo, wybierze mu najlepszy kawałek ryby i kurczęcia, ale wybór żony niech pani jemu pozostawi”.
/ (Książka kucharska Jane Austen, Maggie Black, Deride Le Faye).
Uwielbiam czytać i, nie chwaląc się, posiadam sporą biblioteczkę, a w niej kącik kulinarny. Są jednak książki, do których sięgam znacznie częściej. Wśród nich jest jedna z ogromną wartością sentymentalną – to prezent od babci, która niedawno odeszła. Chodzi o „Książkę kucharską Jane Austen” Maggie Black (http://www.gandalf.com.pl/b/ksiazka-kucharska-jane-austen/). Łączy ona moje dwie pasje : gotowanie i czytanie (Jane Austen to jedna z ulubionych pisarek). Nie dosyć, że znalazłam w niej mnóstwo ciekawych przepisów to i dowiedziałam się jak wyglądało życie towarzyskie w epoce autorki „Dumy i uprzedzenia”. Po przeczytaniu tej lektury, od razu zaczęłam sprawdzać, co to są wety i zamarzyłam o przydomowym ogródku, w którym hodowałabym sobie marcheweczki, brzoskwinie i… kury. Fantastyczna książka – nie tylko kucharska, ale i wędrówka w czasy „Rozważnej i Romantycznej”, gdzie na porządku dziennym były dyskretne dygnięcia w stronę panów i wydawane przyjęcia a także uroczyste kolacje gdzie delektowano się częstokroć opisanymi tam daniami. Czytałam ją jednym tchem, a przepisy są proste i godne wypróbowania. W sam raz na kolację z panem Darcy’m :) Zszokowało mnie, że chociaż w okresie życia Austen upłynęło trzysta lat od odkrycia Ameryki, to pomidory i ziemniaki były wciąż rzadkimi warzywami. Uważano je za ciekawostkę kulinarną, rarytas. Co ciekawe, rolę zapychaczy obiadowych pełniły owsiane lub chlebowe puddingi. W książce znalazłam między innymi rymowany przepis Marthy Lloyd na taki właśnie pudding i oczywiście wypróbowałam go u siebie w domu. Cała rodzina była zachwycona, nawet dzieci, które czasami potrafią nie docenić domowego ciasta.
Znalazłam tu zarówno potrawy wyszukane i w miarę proste, jak np. jaja sadzone, czy łosoś pieczony. Do innej kategorii należą, jak ja to mawiam, „zaskakujące”. Przykładem jest skromna zupa szwajcarska, która, zapewniam, skromność ma tylko w nazwie :).
Kolejny atut tej książki to ciekawoski, jakie można w niej znaleźć. Mimo upływu czasu w Anglii nadal mało popularna jest wieprzowina, a dużo więcej niż w Polsce je się jagnięciny. Przyczyny tego wyjaśnia książka – w skrócie: wieprzowina była mięsem biedniejszych, i nie była ceniona, bo bogatsi woleli dostępną przez cały rok świeżą jagnięcinę i baraninę, niż peklowane mięso – a świeża wieprzowina nie była dostępna przez cały rok.
Jeśli ktoś jest fanem Jane Austen jako pisarki, to nie będzie zawiedziony – prócz przepisów książka dostarcza liczne cytaty z różnych powieści, odnośniki do scen znanych już z książek.
Jeśli chodzi o tegoroczną Wielkanoc – z tej własnie książki użyłam przepisu pochodzącego sprzed 1740 roku! – „skromna zupa szwajcarska”. Goście byli zachwyceni, a ja zadowolona, bo okazało się, że jestem zdolną uczennicą. :)
Cytuję przepis, może komuś się spodoba wcale nie taka znowu skromna zupa.
„Weź cztery główki sałaty, jedną endywię, szczawiu, trebuli*, szczypioru, cebulę, pietruszki, botwiny, szatkowanych ogórków, groszku tudzież szparagów. Pokrój drobno zieleninę, uważając, by ją oczyścić z łodyg i ogonków. Przełóż wszystko z ćwiercią funta masła do rondla, oprósz łyżeczką mąki i duś przez czas niejaki, wodą podlewając, niemal do czasu podania. Wtedy dodaj trzy żółtka, z filiżanką śmietany zmieszawszy, a kto lubi, może bułki wdrobić. Bulion, jeśli pod ręką, lepszy będzie niźli woda. Jeśli nie masz wspomnianej zieleniny, daj, co masz, a do smaku, jeśli chcesz, soku z gorzkich pomarańczy. (M.L. s. 78)
PRZEPIS NA SZEŚĆ OSÓB
SKŁADNIKI:
27,5 dag liści rozmaitych gatunków sałaty
22,5 dag ogórków
2 średnie cebule
11 dag / pół filiżanki posiekanego masła
17,5 dag lub 3/4 filiżanki świeżo łuskanego zielonego groszku
1 łyżeczka posiekanej zielonej pietruszki
1 łyżeczka siekanego szczypiorku
1 łyżka posiekanych świeżych ziół lub pół łyżki suszonych
1 łyżeczka mąki
1,9 litra / 7 i pół filiżanki bulionu warzywnego
2 łyżki okruchów białego chleba, bez skórki
3 żółtka
125 ml / pół filiżanki śmietany 18%
sól i pieprz
Odrzuć twarde części liści sałaty, podziel duże liście. Ogórki obierz, przepołów i poszatkuj. Obierz cebulę i drobno posiekaj. Rozpuść masło w garnku, wrzuć cebulę i duś przez kilka minut. Dodaj ogórki, groszek, sałatę i zioła, mieszaj przez chwilę drewnianą łyżką. Oprósz jarzyny mąką, przykryj garnek i gotuj je na małym ogniu przez 10 minut, uważając, by nie przypalić potrawy. Wlej bulion i wsyp okruchy chleba, po czym duś na małym ogniu przez kolejnych 20 minut. W tym czasie wymieszaj żółtka ze śmietaną, posól i popieprz. Dodaj do zupy, kiedy ta będzie gotowa i nieco przestygnie (odstaw garnek z ognia, poczekaj 2–3 minuty). Trzymaj w cieple do czasu podania, ale nie dopuść do wrzenia.
Do zupy tej pasują grzanki z sardelą (przepis na s. 105). A swoją drogą — owa zupa wcale nie jest taka skromna!”
Moja ulubiona książka kucharska przez ponad 40 lat znajdowała się na strychu między tonami kurzu. Odkryłam ją robiąc wiosenne porządki kilka lat temu. Jako, że wtedy dopiero uczyłam się nie „palić wody”, odrzucało mnie na samą myśl o jakiejkolwiek bardziej skomplikowanej potrawie. Przyszło jednak do tego, że musiałam w końcu coś sama zrobić, bo mój domowy kucharz stanął okoniem. Z ciężkim sercem powlokłam się po jedyny egzemplarz książki o gotowaniu jaki posiadałam. Okazał się, w skrócie mówiąc do niczego. na szczęście przypomniałam sobie o owym znalezisku wśród pamiątek z przeszłości. Z zaciekawieniem obejrzałam okładkę (przyozdobioną niebywałymi plamami bliżej nieznanego pochodzenia) w kolorze brudno-lekko brązowym-kiedyś-białym? bez autora i tytułu. Na pierwszej stronie bykami pisało: KSYĘGA KUCHARSKA, wcale nie żartuję. Przekonana, że odnajdę jakieś hokus-pokus i czary-mary w środku przerzuciłam naprędce parę następnych kartek. Ze zdumieniem odkryłam przepisy jak gotować wodę, smarować chleb, obierać owoce… Przyznam się, że aż tak zła nie jestem w przygotowywaniu jedzenia. Aż się zawstydziłam, że pewnie ta moja przypadłość wstrętu do gotowania i reszty jest rodzinna. Kiedy dokładniej wczytałam się w przepisy, odkryłam, że są skonstruowane w sposób prosty i nader przystępny. Mówiły dużo rzeczy, których normalnie nie wiedziałam. Wskazówki w nich zawarte sprawiły, że po jednym dniu nauczyłam się robić najprostsze czynności kucharskie i to idealnie! Zadziwiłam tylko sąsiadów, że gotuję wodę w garncu na dworze nad ogniskiem, bo w domu mam płytę i nic by raczej z tego nie wyszło. Oczywiście poczułam niedosyt i zapragnęłam więcej. Szczerze mówiąc nie było tam przepisów na tiramisu, czy roastbeef w polewie miodowej. Ale było jak ugotować ziemniaki!, zrobić pyszną warzywną sałatkę i czemu nie pić herbaty z cytryną. Poczytałam sobie nawet później na ten temat w internecie i włos mi zjeżył się na głowie… Wychodzi na to, że nasze babcie wiedziały więcej o jedzeniu i chorobach człowieczych więcej niż współcześni naukowcy. W każdym razie ta KSYĘGA sprawiła, że nikt nie płacze, ani nie śmieje się! kiedy zabieram się do zrobienia śniadania własnoręcznie. Wielką kucharką nie jestem, wystarczą mi babcine mądrości i garść użytecznych porad na temat zdrowego odżywiania. W ten sposób i ja zadowolona, i mąż cały :)
Obecnie moją ulubioną książką z przepisami jest „Biblioteka Smakosz.a Makarony.Proste przepisy na smaczne potrawy” Dostałam ją w prezencie od przyjaciółki ze względu na to, że przepisy w niej zawarte są do zrobienia dla każdego, a na dodatek nie za bardzo wymyślne. Niestety niektóre pozycje książkowe mają dość trudne przepisy,bądź pracochłonne lub ze składników nie łatwych do dostania. W mojej polecanej oprócz składników są opisy punkt po punkcie przygotowania potrawy i kilka fotografii.Są zupy, zapiekanki, desery. każdy znajdzie coś dla siebie na różne okazji. I najfajniejsze chyba jest to, że mój małżonek też z niej korzysta i mam co jakiś czas obiadek przez niego upichcony.
Uf, jak dobrze, że jeszcze i ja zdążyłam wtrącić swoje przysłowiowe trzy grosze ;)
Nie będę ściemniać. Nie mam półek uginających się od książek kulinarnych, nie wertuję ich każdego dnia. Internet (a zwłaszcza ogromna ilość apetycznych blogów) zawładnęły moim kulinarnym światem. Dopiero przyuczam się do tej sztuki, poznaję tajniki gotowania i pieczenia. I chociaż z każdym miesiącem jest coraz lepiej, to i tak mi mało i chcę więcej… ;)
Jeszcze kilka lat temu panicznie bałam się piekarnika i nie wyobrażałam sobie ugotowania zupy. Malutkimi kroczkami oswajałam się z tym obcym dla mnie dotąd światem.
Gdyby ktoś zapytał mnie, co sprawia że kobieta staje się prawdziwą gospodynią odpowiedziałabym bez wahania- samodzielnie upieczony chleb. Nie ważne, z drożdżami czy z zakwasem. Po prostu. Chleb. Już samo słowo ma w sobie magię. Coś ciepłego, co rozgrzewa nasze myśli i serca. Sam zapach sprawia, że nawet na niebie pełnym chmur pojawia się słońce. Złe myśli gdzieś uciekają, a na warzy pojawia się uśmiech…też tak macie?
Jestem właścicielką (oj, szczęśliwą!) dwóch książek dotyczących wypieku tych cudownych bochenków:
„Pieczenie chleba w domu” Gertrud Weidenger, Marie-Theres Wiener
„Pieczenie chleba” Tadeusz Barowicz
O ile pierwsza, wręcz czaruje wspaniałymi zdjęciami, przedstawiającymi chleby z chrupiącą skórką, nadziane orzechami włoskimi czy ziołami, to o tyle ta druga, bardziej niepozorna, sprawiła, że pokochałam piec chleb. Od pierwszego razu.
Mała książeczka (16x11cm) T. Barowicza nie ma ilustracji, twardej oprawy czy lśniących kartek. Zdobywa serca swoją skromnością (cecha rzadka w dzisiejszych czasach…niestety) i przystępnością przepisów. Oprócz przepisów można w niej znaleźć i krótką historię chleba, dowiedzieć się o jego znaczeniu na przestrzeni wieków. Jest też słownik chleba, iformacje o Muzeum Chleba, o jego znaczeniu w kulturze, obrzędach, przysłowiach…znajdziemy tam też porady, np. dotyczące przechowywania go.
Nie będę opisywać wszystkich nazw pieczywa, wspomnę tylko o takich „perełkach” jak bagietki marchewkowe, cebulowe bułeczki, bułki na parze, chleb bananowy, korzenny czy słodowy z rodzynkami i morelami. Są też przepisy na wypieki wywodzące się z innych stron świata- Dosa, focaccia, puri, maca czy korowaj. Prawda, że brzmi pysznie?
I pomyśleć sobie, że to małe cudo kosztowało tylko kilka złotych!
Kupując ją, nie spodziewałam się, że tak bardzo przypadnie mi do gustu. I że przepisy okażą się tak godne zaufania.
Jeśli zostałabym posiadaczką bonu to myślę, że powiększyłabym moją skromną kolekcję książek o chlebie. Na stronie księgarni wpadła mi w oko książka „Smakowite pieczywko”. Może tam znalazłabym ciekawe przepisy na bułeczki? Bo muszę Ci zdradzić, że ostatnio mam bułeczkową fazę, ciągle bym piekła te puchate kuleczki. Ze szklanką kakao to najlepsza kolacja pod słońcem!